30 marca 18.27

Muszę stanąć w obronie Przemysława Czarnka. Nieźle, co nie?

Oczywiście, że jest to najgorszy minister edukacji i nauki od czasów II wojny światowej, wbrew temu, co twierdzi Tadeusz Rydzyk, choć trzeba przyznać, że konkurencję miał zacną. Niezależnie od partii, która akurat skradanie serca Polaków, ten resort obsadzany jest najprawdopodobniej na drodze losowania z najgorszych możliwych kandydatów. 

Gdy już się wydawało, że Romana Giertycha nikt nie przebije, Roman Giertych raptem okazał się jednym z tych lepszych, gdyż jako minister walczył tylko z Gombrowiczem, a później został gwiazdą opozycji. Joanna Kluzik-Rostkowska sprawdzała, czy nauczyciele aby na pewno pracują w wigilię. Gdy przyszła Anna Zalewska i rozwaliła to, co jeszcze jakoś się trzymało w polskiej edukacji, łącznie z gimnazjami, to już gorzej być nie mogło, ale na scenę wkroczył Dariusz, Ściany Nie Zarażają, Piontkowski, który po pierwszych perturbacjach, okazał się w rezultacie zbawieniem dla polskiej edukacji, gdyż na niczym się nie znał, nic nie wiedział, trochę lubił Żołnierzy Wyklętych, więc nie podejmował żadnych decyzji. To były dobre czasy, gdy patrzymy na nie z obecnej perspektywy.

Rząd, który podniósł Polskę z kolan, nie mógł się z tym pogodzić. Potrzebował czegoś więcej. Tym więcej był Przemysław Czarnek. Znawca życia seksualnego dzików, homofob, biblista, zwalczyciel neomarksizmu, lewactwa oraz edukacji seksualnej. Ogólnie myśliciel, który wie, że ludzkość istnieje od miliardów lat i obrońca cywilizacji chrześcijańskiej. Wymyślił sobie lex Czarnek, historię i teraźniejszość oraz grę komputerową z Janem Pawłem II. 

Gdy przyszła wojna, ogłosił, że potrawa tylko dwa tygodnie i będzie spoko. Wojna trwa już trzydzieści pięć dni, więc ciut się minął z prognozą, po drodze przechodził przemiany, jak Gustaw w Dziadach Mickiewicza, najpierw kazał przyjmować uczniów z Ukrainy do zwykłych klas, później odkrył, że to nie bardzo działa, więc ktoś mu podpowiedział klasy przygotowawcze, ale się upierał, gdyż żyje w urojeniach, że nauczycieli wystarczy, choć nie wystarczy, to gdy odkrył ten zrozumiały dla wszystkich dylemat, zaczął wspominać o edukacji zdalnej z Ukrainy. Nadal nie odkrył konieczności tworzenia szkół na uchodźstwie, nie pojmuje, że nauczycieli z Ukrainy wtedy będzie można zatrudnić jako normalnych pedagogów, a nie tylko jako pomoc, nie docierają do niego informacje o znikaniu nauczycieli, nie asymiluje w swoim biblijnym mózgu, że problemy edukacji zdalnej nie zniknęły, że polscy uczniowie potrzebują wsparcia, że ukraińscy uczniowie potrzebują go jeszcze bardziej, że obojętnie, ile przeznaczy na to milionów złotych, to nie znajdą się psychologowie, że podstawy programowe są przeładowane, a szkoły przeludnione, że nie ma żadnych spójnych systemów tutorskich, mediacji rówieśniczych, że nauczyciele nie będą w stanie pracować w ramach wolontariatu, że bez słuchania ekspertów nie da się być w dzisiejszych wyjątkowo skompilowanych i dramatycznych czasach ministrem edukacji i nauki.

Mimo wszystko w sprawie egzaminów dla uchodźców muszę go obronić, gdyż umyka nam inna postać, moim zdaniem kluczowa. 

Jeśli ktoś myśli, że minister edukacji i nauki podejmuje decyzje odnośnie tychże, to grubo się myli. Oczywiście, ostateczne należą do niego, musi klępnąć podpis, ale najpierw jakiś geniusz musi do niego przyjść i powiedzieć: wymyśliłem, niech Ukraińcy zdają egzaminy po polsku, ok, coś tam im przetłumaczymy, damy słowniki do ręki i trochę wydłużymy czas. Niech się uczą polskiego przez chwilę, w końcu tutaj jest Polska, a nie Ukraina. Wtedy Przemysław Czarnek musiał pomyśleć, jako czołowy polski patriota, no tak, tak właśnie musi być. Życie jest piękne.

Kim jest ten geniusz, świetlista strzała polskiej edukacji, człowiek o umyśle nieskończonym i pojemnym jak słój na miliony kiszonych ogórków?

Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Postać absolutnie wybitna, prestidigitator polskich egzaminów, piewca punktów, żelaznych zasad. W końcu nie może być tak, że uczniowie ukraińscy będą mieli lepiej niż polscy. Wszyscy muszą napisać źle skonstruowane egzaminy Marcina Smolika. 

Ktoś pamięta kontrole NIK w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej? Uwagi, które zgłaszała? Na przykład to, że fiaskiem okazały się dwa projekty, na które wydatkowano z budżetu państwa ponad 57 milionów złotych, czyli e-ocenianie i banki zadań. Kto był wtedy dyrektorem? Marcin Smolik. 

Marcin Smolik jest dyrektorem jeszcze sprzed rządów Prawa i Sprawiedliwości. Bylejakością wyprzedził nadchodzące czasy. Absurdalny system sprawdzania matur, zwłaszcza z języka polskiego. Uznaniowe kryteria, rozjeżdżające się punktacje, błędy w arkuszach maturalnych, losowe stosowanie błędu kardynalnego na maturze z języka polskiego, rozdźwięk między wynikami matury a ponownym sprawdzeniem przez inną komisję, to wszystko Marcin Smolik.

Kto przyklepał nową, koszmarnie wymyśloną, wyjątkowo trudną maturę, zwłaszcza z języka polskiego, którą trzeba było zmieniać, bo pandemia, ale tak naprawdę bez pandemii też byłaby porażka? Marcin Smolik.

Kto odpowiadał za kompromitację Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, która w czasie pandemii stworzyła matury próbne z wcześniejszych arkuszy, gdyż nie miała w zanadrzu nowych? Marcin Smolik.

Kto odpowiada za wyjątkowo trudne egzaminy zawodowe, zwłaszcza w czasie pandemii, gdy do świadomości społecznej nie może przebić się sytuacja szkół technicznych? Marcin Smolik.

Kto wymyślił, żeby Ukraińcy pisali polskie egzaminy z języka polskiego z polskich lektur, po polsku, skazując tym samym zdających na marginalizację w procesach rekrutacyjnych i na bezsensowną traumę po traumie wojny? Marcin Smolik.

Kto odpowiada za absurdalne pomysły, jak nauczyciele mają sprawdzać nowe matury, zwłaszcza z języka polskiego? Marcin Smolik. 

Kto nie słucha wątpliwości, jest przekonany o własnej nieomylności, nie potrafi rozmawiać, nie chce przyjąć krytyki, nie koncertuje się na młodych ludziach, nie tworzy platformy merytorycznej dyskusji na temat tego, jak powinny i do czego są potrzebne egzaminy? 

Marcin Smolik i Przemysław Czarnek. 

Ja jestem tylko zwykłym nauczycielem, ale mam tak bardzo dość tej całej sytuacji, że w zasadzie byłbym szczęśliwy, gdyby ktoś z tych mędrców podał mnie do sądu, bo mógłbym wtedy szerszej publiczności przedstawić moje racje, a najlepiej, jakby jakiś kurator oświaty zwolnił mnie dyscyplinarnie z pracy, gdyż wyświadczyłby mi w ten sposób wielką przysługę, gdyż sam ciągle nie mogę się odważyć, żeby przestać być nauczycielem w kraju, który nie szanuje nauczycieli i ludzi młodych. Aktualnie co najmniej dwóch narodowości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

6 lipca 7.52

5 lipca 4.18

9 kwietnia 17.32